mari
Godzina 12:45

To już zaczyna być regułą, że zaczynam pisanie z "obiadem w tle", kiedy za plecami słyszę bulgotanie zupy (dziś pomidorowa) i innymi jakże miłymi zapachami - choćby cynamonu z wczoraj upieczonej szarlotki..
Dziś niedziela więc tata usypiał Malutką i jak się mogłam spodziewać - oboje śpią w najlepsze!



Pobyt u babci już za nami, a i wszelkie emocje i wrażenia z nim związane również. Biorąc pod uwagę, że zaludnienie było więcej niż średnie: Ania z chłopakami, Ola z Juleczką, ja z Amelką - no i oczywiście dziadkowie, to obecnie czuję się, co najmniej, jak na pustyni ;) Tyle miejsca i przestrzeni.. ale przecież nie tak wesoło i gwarnie! W takich warunkach, gdzie trzeba było trochę powalczyć "o swoje", Amelii pokazała, że nie potrzebuje taryfy ulgowej i sama świetnie dawała sobie radę w egzekwowaniu swoich racji.


rankiem.. w trakcie ataku na Pawła

Nierzadko można było usłyszeć głos Juleczki: "Mamoooo, weź Amelkę, ałaaaa!" ;)
Wtedy trzeba było odciągać małego "skodura" od długich blond włosów autorki okrzyku.. Zawsze "coś" się działo, a jak było za spokojnie - już "błysk" w oku małej sugerował, że nie potrwa to zbyt długo! W takich momentach należało dać chwilkę na zastanowienie i przemyślenie swojego zachowania małemu "zadziorkowi", w bezpiecznym miejscu odosobnienia - łóżeczku..


w trakcie "resocjalizacji", zajęta swoimi sprawami..

Razu pewnego, w takim momencie, Ania chciała "pocieszyć" Malutką (która notabene, wcale nie wyglądała na zasmuconą, czy szczególnie przejętą) i próbowała porozmawiać. Wtedy odezwał się Piotrek: "Mamo, nie rozmawiaj z Amelką, bo ona teraz uczy się, jak być grzeczną dziewczynką".. ;)

Zmiana otoczenia, wyciszenie, małe zagęszczenie na metr kwadratowy powoduje, że żadne dodatkowe "sposoby wychowawcze" nie są potrzebne, a wszelkie "szaleństwa" mieszczą się w ramach dobrego zachowania małej grzecznej dziewczynki.. ;)



Jazda pociągiem - czyli.. "ale jazda"!
To było ekstremalne przeżycie - na które chyba długo nie dam się namówić! Dostanie się do pociągu, a potem przejście przez wagon graniczyło z cudem. Mrowie ludzi, czarno w przedziałach i na korytarzach, wszędzie pakunki, walizki, plecaki.. Taki tor przeszkód dla mamy z maluszkiem na ręku i bagażami, nawet przy pomocy sisterki Ani, był nie lada wyczynem i czasem wielkiego stresu. Bo jak tu się pozytywnie nastawić, kiedy chwilę wcześniej, 20 letnia "Pani" wdziera się do wagonu, nie przejmując się, że jestem z małym dzieckiem na ręku, w połowie schodów - jedną ręką trzymając Amelkę a drugą drzwi. Nie dałam rady - dwudziestolatka musiała być pierwsza - a ja ustąpić w połowie drogi.. Frustrujące. Nie wspomnę, że czekała mnie jeszcze droga korytarzem, kiedy to musiałam ominąć ową "Panią" i jej koleżanki, które nie omieszkały dać do zrozumienia wzrokiem, jak też zakłócam im ciężko "wywalczony" spokój. No comment!
Etykiety: edit post
0 Komentarze

Prześlij komentarz