mari
1 kwietnia..
Kiedy w życiu spotyka nas coś bardzo istotnego: zwłaszcza złego, staramy się, wbrew przeciwnościom, iść do przodu, zajmując się normalnymi codziennymi sprawami. Jednak gdzieś wewnątrz ciągle kołacze się uparta myśl, która nie pozwala "wyłączyć" tak do końca naszej świadomości. Powoduje ona, że z jednej strony chcemy mówić o naszych emocjach - bo jest to bardzo dla nas ważne - z drugiej, zbyt osobiste - żeby się nimi dzielić.
W każdym razie poszukiwanie głębszego sensu zdarzenia w sytuacji, gdy los nas doświadcza nie ma dla mnie większego sensu - ja przynajmniej nie jestem w stanie go "odczytać" czy "odkryć" - choć niewątpliwie dopuszczam istnienie jakiegoś ukrytego przesłania i możliwości, że "czemuś" służy. W obecnym stanie ducha pozostaje ono dla mnie "ukryte".
Tyle na temat osobistych przemyśleń. W przyrodzie podobno musi zachodzić równowaga: tyle samo powodów do smutku, ale i radości - i na tym się skoncentrujmy!

Amelusia.. :)



Największy powód do radości kończy niedługo 19 miesięcy. Właśnie siedzi w swoim krzesełku i "szamie" kanapkę popijając mlekiem: "Jami, jami.." - jak zwykła mówić w takich momentach :)


jami, jami.. podczas smakowania tortu przygotowanego przez Juleczkę :)

Troszkę zmęczona po spacerze, a przede wszystkim pomocy mamie w porządkach przedświątecznych. Mycie okien..! Takie marnotrawstwo czasu, zwłaszcza w tak piękną i słoneczną pogodę jak dziś ;) Ponieważ wiosna i słońce zawitało już na dłużej - mamy plan: rower! Tego brakowało mi przez dłuższy czas. Amelka jest już na tyle duża, że spokojnie może towarzyszyć mamie w wycieczkach rowerowych :) Czas na działanie nadszedł!




mała "wszędobylska"..


hmm.. po kim to ma ;)

A gdzie tutaj sens..?
Mały słownik z koniecznym niezbędnikiem w postaci "dekodera" - czyli mała próbka umiejętności językowych Amelii. Mały "misz masz" językowy..
mamumu - mamusia
tuptupti - pić
ciapci - łapcie
Ameme - Ameli
pilo - poduszka
eplain - samolot
kar - samochód
klok - zegar
bok - książka
baba - babcia
Oła - Ola
hot - gorące
nianio - jajko
apciś - apsik
dziadzia - dziadziuś
Pol - Paweł
niuniu - nie wolno

Amelka potrafi się również przedstawić : Ameme Chahaha ;)


umiejętność jakże ważne przy zawieraniu znajomości :)
mari
Wczesne popołudnie..

Jak zwykle o tej porze spacerujemy z Amelką alejkami, tym razem rozkoszując się pierwszymi wiosennymi promieniami słońca. Opowiadam Malutkiej o wszystkim, co napotykamy po drodze, tłumacząc jednocześnie, dlaczego nie wolno ponawiać prób otwierania każdego zaparkowanego po drodze samochodu. Zresztą Amelii sama dużo mówi, przyprawiając czasem mamę o zawrót głowy, a przede wszystkim o potrzebę skupienia i natężenia uwagi.





"Dog odź!" - czyli: "Piesku chodź!"
To jedne z pierwszych efektów wytężonej edukacji taty.


Ameli, Where is a hedgehog?

Pomijam fakt, że Amelka zaczyna składać wyrazy w "coś" na kształt zdania, to jeszcze dochodzi tu cały "tatowy" angielski wkład w naukę Malutkiej. Kiedy leci samolot - pokazuje i woła po swojemu: "Mama eplein!". Oczywiście zawsze potwierdzam: "Tak, Ameluś, samolot leci" :) Nie jest to może trudne czy uciążliwe, ale czasem bywa zaskakujące. Ostatnio po otwarciu lodówki woła: "Mamo, ciiis". Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że moje dziecko chce zjeść ser.. Eh.
Żniwa.. żniwa.. Przyszedł czas na pierwsze zbiory edukacyjne ;)



Żniwa.. zbiory.. granica.. - pomimo, że nomenklatura typowo wiejska i brzmi sielsko, to jak widać odbiega w rzeczywistości od swojego narzucającego się znaczenia :)

GRANICA..
Wczoraj, przy okazji szczepienia, Amelka miała zrobiony mały bilans. Pani doktor dokładnie zważyła, zmierzyła naszą 1.5 roczną dziewczynkę. Wszystko, jak należy, podała w centylach:
waga - 12.10 kg, 75c
wzrost - 87cm, 97c - co stanowi górną granicę skali siatki centylowej, której zakres wynosi 3-97. Rośnie "Malutka", rośnie..



Dodam tylko, że tradycyjnie już nie płakała podczas zastrzyku - dawała jedynie wyraz swojego niezadowolenia, ruszając ręką - jakby odganiając się od natrętnej muchy! (czyli pani w białym fartuchu).
mari
Godzina 12:45

To już zaczyna być regułą, że zaczynam pisanie z "obiadem w tle", kiedy za plecami słyszę bulgotanie zupy (dziś pomidorowa) i innymi jakże miłymi zapachami - choćby cynamonu z wczoraj upieczonej szarlotki..
Dziś niedziela więc tata usypiał Malutką i jak się mogłam spodziewać - oboje śpią w najlepsze!



Pobyt u babci już za nami, a i wszelkie emocje i wrażenia z nim związane również. Biorąc pod uwagę, że zaludnienie było więcej niż średnie: Ania z chłopakami, Ola z Juleczką, ja z Amelką - no i oczywiście dziadkowie, to obecnie czuję się, co najmniej, jak na pustyni ;) Tyle miejsca i przestrzeni.. ale przecież nie tak wesoło i gwarnie! W takich warunkach, gdzie trzeba było trochę powalczyć "o swoje", Amelii pokazała, że nie potrzebuje taryfy ulgowej i sama świetnie dawała sobie radę w egzekwowaniu swoich racji.


rankiem.. w trakcie ataku na Pawła

Nierzadko można było usłyszeć głos Juleczki: "Mamoooo, weź Amelkę, ałaaaa!" ;)
Wtedy trzeba było odciągać małego "skodura" od długich blond włosów autorki okrzyku.. Zawsze "coś" się działo, a jak było za spokojnie - już "błysk" w oku małej sugerował, że nie potrwa to zbyt długo! W takich momentach należało dać chwilkę na zastanowienie i przemyślenie swojego zachowania małemu "zadziorkowi", w bezpiecznym miejscu odosobnienia - łóżeczku..


w trakcie "resocjalizacji", zajęta swoimi sprawami..

Razu pewnego, w takim momencie, Ania chciała "pocieszyć" Malutką (która notabene, wcale nie wyglądała na zasmuconą, czy szczególnie przejętą) i próbowała porozmawiać. Wtedy odezwał się Piotrek: "Mamo, nie rozmawiaj z Amelką, bo ona teraz uczy się, jak być grzeczną dziewczynką".. ;)

Zmiana otoczenia, wyciszenie, małe zagęszczenie na metr kwadratowy powoduje, że żadne dodatkowe "sposoby wychowawcze" nie są potrzebne, a wszelkie "szaleństwa" mieszczą się w ramach dobrego zachowania małej grzecznej dziewczynki.. ;)



Jazda pociągiem - czyli.. "ale jazda"!
To było ekstremalne przeżycie - na które chyba długo nie dam się namówić! Dostanie się do pociągu, a potem przejście przez wagon graniczyło z cudem. Mrowie ludzi, czarno w przedziałach i na korytarzach, wszędzie pakunki, walizki, plecaki.. Taki tor przeszkód dla mamy z maluszkiem na ręku i bagażami, nawet przy pomocy sisterki Ani, był nie lada wyczynem i czasem wielkiego stresu. Bo jak tu się pozytywnie nastawić, kiedy chwilę wcześniej, 20 letnia "Pani" wdziera się do wagonu, nie przejmując się, że jestem z małym dzieckiem na ręku, w połowie schodów - jedną ręką trzymając Amelkę a drugą drzwi. Nie dałam rady - dwudziestolatka musiała być pierwsza - a ja ustąpić w połowie drogi.. Frustrujące. Nie wspomnę, że czekała mnie jeszcze droga korytarzem, kiedy to musiałam ominąć ową "Panią" i jej koleżanki, które nie omieszkały dać do zrozumienia wzrokiem, jak też zakłócam im ciężko "wywalczony" spokój. No comment!
mari
Godzina 12:15 czasu warszawskiego.

Amelka właśnie usnęła..
Nastawiłam mięso na drugie danie, zupa już gotowa i.. zostało jeszcze trochę czasu! Nie na tyle żeby zająć myśli czymś "wymagającym" pełnego zaangażowania, wszak gulasz może się przypalić, a ciągłe odrywanie uwagi nie sprzyja przecież poważnej literaturze czy zajęciom. Dlatego myślę, analizuję, przypominam sobie wydarzenia ostatnich dni..

Moja córeczka "dorasta"!

Uświadamiam sobie zmiany, kiedy coś nowego się wydarzy. Tym razem impulsem do rozważań było pojawienie się 3 zęba - lewa górna jedynka, zaobserwowana dzień po 17 miesięcznych urodzinach Amelki. Objawy dawały znać o sobie już jakiś czas temu i były zapowiedzią, że coś "na rzeczy" jest. Uślimana i lekko rozkojarzona, ale przecież zupełnie nie tracąca energii Amelii wywracała, jak zwykle, dom do góry nogami i z szelmowskim błyskiem w oku ustawiała nas po kątach (w granicach akceptacji rodziców..).



Żeby nie nabrać mylnego wyobrażenia, że małemu "skodurkowi" tylko figle w głowie. Oj, nie!





Mentalnie wkraczamy na nowe obszary.. sztuki - może jeszcze nie przez duże "S", ale dające dużo nieskrywanej radości naszej Malutkiej.
Kiedy słyszę: Mamumu ciastoto.., co w tłumaczeniu znaczy: Mamusiu daj ciastolinę, to wiem, że przez najbliższy czas czeka nas twórcza praca - lepienie.. gniecenie.. rolowanie, które to czynności są obecnie największą dla niej atrakcją. Nie wspomnę, że również małym odpoczynkiem dla mnie - przez dłuższą chwilę razem siedzimy, bez biegania, pośpiechu, żeby być o jeden krok przed.. zanim coś się wydarzy :) Jedynie uwaga cały czas na wysokich obrotach zostać musi, bo Amelka zapomina, że to nie do jedzenia jest..


pierwsze próby stworzenia "czegoś"


i.. pierwsze efekty ;)

Przed nami kolejny wypad do babci - kolejny, bo tydzień śląskich ferii już za nami, a teraz planujemy te mazowieckie ;) Tym razem przed Amelką wielka nowość, a mamą wielkie wyzwanie - jazda pociągiem! Groźnie zabrzmiało. Uff.. Jeśli wziąć pod uwagę wszystkie manele do zabrania, i oczywiście wszystkie, bez wyjątku, niezbędne - to jest się czym martwić ;) Pomijając drobiazgi w postaci podręcznej torby z "gadżetami" Amelki, tudzież małego "niezbędnika" mamy, to zostaje już tylko: torba z ciuchami, łóżeczko turystyczne, plus pościel do łóżeczka. Całe szczęście, że fotelik dojedzie oddzielnie - sisterka Ola się zlitowała i użyczy od Juleczki.
Ok. Nie jest tak źle! Dodam, że towarzyszyć w podróży będzie Ania z Piotrem i Pawłem. Zatem.. damy radę! :) Jedziemy!

mari
Czas POMIĘDZY trwa..

Nie notuję wyjątkowych sytuacji.
Dzień po dniu biegnie - wypełniony codziennymi czynnościami, zabawami z Malutką, rozmowami, przemyśleniami..




Amelka sprząta swój stolik

Cieszy nas, kiedy ten rytm zostaje choć trochę zaburzony - choćby ostatnia wizyta Grzesia, który przyniósł w opowieściach powiew atmosfery austriackich gór. Efektem - mój głód poszusowania na stoku wzrósł jeszcze bardziej! Eh.. Nasz wyjazd na narty dopiero się "krystalizuje", ale żeby nadać mocy przedsięwzięciu - zakupiłam spodnie narciarskie (poprzednie po wyjęciu z pralki nie nadawały się już do niczego i wylądowały na śmietniku). Zresztą to nie jedyna rzecz, którą tak "dobrze" udało mi się wyprać ;)


Wizyta Marty, Asi i sisterka Ola

Cieszą nas odwiedziny Ani i chłopaków, a Amelka okazuje się wtedy duszą towarzystwa :) Zawsze ma coś do powiedzenia, wymachując rączkami stara się nadać większe znaczenie swoim "anenebanatulehahabetet" czy coś w tym stylu :) Takie brzmienie przybiera tylko wtedy, gdy mała dziewczynka chce powiedzieć dużo i szybko!
Nie powiem, ja też czasami wykorzystuję obecności sisterki. A jakże! Choćby ostatnie wypady na zakupy ;) Niby siedzę w domu, niby nie powinnam mieć większych potrzeb - ale dusza kobiety się odzywa - raczej przebija przez chmurę obowiązków i powinności - i daje znać o sobie. A przecież zakup jednego czy drugiego nawet ;) ciuszka - to nic takiego, a ile przyjemności daje!. Wszak styczniowy, ale jakże gorący okres w roku nie trwa wiecznie, więc - kobiety - korzystajmy!



Radości..
Co dzień wiele ich dostarcza nasza Ameluszka - a i powodów do dumy niemało. Duże osiągnięcie ostatnich dni dotyczy dość prozaicznej czynności, ale dla takiego 16-miesięcznego szkraba to wyczyn nie lada. Otóż Malutka, nauczyła się i sama przynosi nocnik, kiedy chce na nim usiąść w wiadomym celu :) Dzielna Kokolinka!


Kocyk na gołe nóżki to nieodłączny element tej czynności ;)

Pomijam fakt dalszej anglojęzycznej edukacji przez tatę. Potrafi bezbłędnie odpowiedzieć, gdy tata pyta:
Ameli: Where is your head? Where is your ear.. nose.. eye.. cheek.. back?
Ameli, and now: Where are your lips? Show me your tongue. etc..




Smutki..
Może raczej obawa, niepewność i strach, kiedy Amelka kilka dni temu zaczęła gorączkować. Wysoka temperatura, zmiany w zachowaniu, brak apetytu i chęć snu - to symptomy, po których nie mogłam stwierdzić co się dzieje, gdyż zdarzyły się po raz pierwszy. Jednym słowem brak punktu odniesienia. Wizyta u pediatry zdawała się być nieuniknioną. Po wizycie - wyrok! Antybiotyk. Obawy mieliśmy ogromne, czy antybiotyk to najlepsze wyjście ( wg nas to ostateczność), ale który rodzic zaryzykuje leczenie innymi sposobami w takiej sytuacji..
Myślę, że teraz trochę się oswoiłam również z takim stanem mojego dziecka i następnym razem będę miała więcej wątpliwości - mocno się zastanowię zanim go podam. Otóż po zrobieniu dodatkowych badań - okazało się, że to zapalenie wirusowe i antybiotyk był zupełnie niepotrzebny. Po 3 dniach sytuacja wyjaśniła się: wysypka i koniec "choroby". Silne zapalenie - okazało się zwykłą trzydniówką - bardzo charakterystyczną dla dzieci w tym wieku, a całe leczenie to ewentualne obniżanie temperatury. Eh.. Jak powiedziała pediatra - "teraz to już po ptokach". Jedyne co mogła, to skrócić czas przyjmowania leku do minimum.
Kiedy coś zagraża naszemu dziecku - to strach ma wielkie oczy, a rozsądek schodzi na plan dalszy.. My, rodzice, wciąż "uczymy się" naszego dziecka. Oby jednak takiej nauki było jak najmniej!

mari


Zanim zdążyłam się zorientować, a przede wszystkim wchłonąć w siebie atmosferę Świąt i nacieszyć się nimi - one śmignęły (w nawiązaniu do szusowania ) w ogromnym tempie, zostawiając wspomnienie niezwykle przyjemnych i ciepłych chwil.




Amelka z Juleczką



Aura świąteczna przepełniona była bielą śniegu, a mróz nierzadko "podszczypywał" policzki :) W taki czas ogarnia mnie ten specyficzny nastrój oraz nieodparta chęć poszusowania i odrobiny zapomnienia w białym szaleństwie. Moje carvingi nie widziały stoku już drugi sezon (z wiadomych przyczyn :)), stąd też mój głód staje się coraz większy! Już zaczęłam akcję pod nazwą "podchody" - coby drążyć temat, drążyć.. jak kropla skałę :) Ferie niedługo, a Amelka to już duża dziewczynka. Jutro kończy 16 miesięcy - a to wiek w sam raz na spacery z tatą u podnóża stoku :) Zresztą Malutka wrastając w rodzinę powinna czerpać z niej możliwie najwięcej, dlatego nie powinniśmy rezygnować ze swoich pasji. Zaliczyła morze latem - czas na góry zimą. Howgh! :)





Ścisłowscy x 4 :)

Poświąteczny czas to dobry moment na snucie wizji przyjemnego spędzenia czasu - zwłaszcza, że teraz znalazłam się w samym centrum tych zwykłych dni i spraw. Analizując sytuację, doszłam do wniosku, że lubimy dzielić się z innymi ważnymi wydarzeniami, zaskakującymi sytuacjami - czymś, co jest choć trochę "inne" od codzienności. W rzeczywistości nasze życie, w większości, wypełnione jest wszystkim, co jest POMIĘDZY tymi nietuzinkowymi zdarzeniami (ciekawymi, śmiesznymi, ważnymi dla nas, czasem nieistotnymi..), ale składającymi się na nasze życie i na jego jakość.


Samo życie.. nieoceniona pomoc dla babci

Moje przemyślenia spowodowały, że na nowo odkryłam - bardzo indywidualnie - piosenkę Grzegorza Turnaua, Między ciszą a ciszą. Posłuchajcie ze mną..

"..Między ciszą a ciszą
sprawy się kołyszą
i idą i płyną
póki nie przeminą
każdy swoje sprawy
trochę dla zabawy
popycha przed siebie
po zielonym niebie..

..Między ciszą a ciszą
sprawy się kołyszą
czasem trwają bez ruchu
klepią się po brzuchu
ale czasem i one
lecą jak szalone
wystrzelają w przestworza
i spadają do morza ..

sprawy martwe i żywe
nie do końca prawdziwe.."