mari
"Panta rei" - wszystko płynie - maksyma stara jak świat, jednak dopiero teraz tak naprawdę uświadamiam sobie jej sens.
"Nie można dwukrotnie wejść do tej samej rzeki.." - rzekł dawno temu starożytny myśliciel, Heraklit z Efezu. Kontynuując myśl filozofa: wszystko jest zmienne, rodzi się i umiera, ciągła przemiana..

Zmienność - teraz "dopada" mnie z całą siłą. 5,5 miesiąca temu - odkąd na świecie pojawiła się Amelka - moje życie zmieniło się diametralnie. Pojawienie się malutkiej Kruszynki, tak od nas rodziców zależnej, powoduje, że jesteśmy gotowi wywrócić nasze życie do góry nogami a nawet więcej! I.. wywracamy! :)

Przeprowadzka.. Przyszedł czas na kolejny etap - pora na przysłowiowy "krok do przodu". Właśnie siedzę nad kolejną paczką, do której staram się wtłoczyć mój dobytek: wiele z tego powinno znaleźć się w koszu, ale.. sentyment robi swoje. Więc ładuję i wkurzam jednocześnie na moje przywiązanie do "rzeczy martwych" ;) Ładuję.. ładuję.. Jeszcze jeden pakunek i przywiązanie zniknie, a górę wezmą ekonomia i realia! :)



Wiem jednak, że tak trzeba. Rodzina powinna "trzymać" się razem. Zresztą nie o powinność chodzi, ale o zwykłą potrzebę bycia razem.. Widzę, jak Malutka raduje się, kiedy w weekend jesteśmy wszyscy razem - może poszaleć i "pospikać" z tatą :))
Niepewność i obawa przed "nowym " stają się wtedy bez znaczenia.



Zmiany.. Dostrzegam je każdego dnia, obserwując również moją córeczkę. Już coraz pewniej siedzi - choć jeszcze walczy, gdy zapinam szelki. Mała "Kota" nie rozumie, że nie czas jeszcze na samodzielność :)
Czyta.. a jakże, choć książeczka (którą notabene dostała od cioci Kasi, Uli i Ewy) jest bardziej zgryziona i - jak ja mówię - "uślimana" niż przeczytana. Przyczyna? Oczywista - ząbki. Jeszcze ich nie widać, jeszcze schowane, ale już dają znać o sobie.. Efektem wczorajszy dzień, po którym Malutka padła zmęczona - i zmęczona padła mama..! :)



Po przebudzeniu znika jednak zmęczenie i pojawia się gotowość do dalszych wyzwań, i tych dnia codziennego, i tych trochę bardziej poważnych. Jak dojdzie jeszcze do tego wsparcie rodzinki to niepokój znika.. :)


mari
Życie 5-cio miesięcznego maluszka (pięcio.. - wciąż powtarzam i utrwalam..:)) wcale nie jest tak łatwe i proste, jakby się wydawać mogło. Obiegowy pogląd głosi, że wystarczy zapewnić bobasowi tzw. "wikt i opierunek", a potem już tylko spokojnie obserwować jak rośnie i się rozwija..
Otóż, nic bardziej mylnego. Obserwując moją córeczkę, widzę, ile taki maluszek musi się napracować, aby przyswoić multum nowych umiejętności. Sami w końcu dobrze wiemy, jak trudne bywa zdobywanie wiedzy w naszym przypadku - a co dopiero jeśli chodzi o takiego małego bobasa.



Umiejętności Amelki już nie ograniczają się do obgryzania stópek i siadania.. Jej znajomość rzeczy poszła o krok dalej: z uporem maniaka - a właściwie "maniaczki" wstaje na nóżki, podkreślając swoją gotowość do chodzenia..
Tłumaczę Malutkiej: "To za wcześnie Kropeczko", a ona swoje, i drepcze.. drepcze.., i przebiera nóżkami, przebiera.. :)



Wkracza tata: "Ameli, what are you doing? Why are you crying??" Potem gitara i słowa: "And now your favourite part.." Potem już wspólny śpiew i rozmowy :) Żeby łatwo nie było - po angielsku..



Eh, jak takie maleństwo ma poradzić sobie z tym całym "galimatiasem"..
Na to mama przychodzi córeczce w sukurs i dla równowagi tłumaczy jej - a gudi.. gudi.., gudi.., a fe.. fe.. i wszystko staje się proste i zrozumiałe (nie tylko dla nas i cioci Magdy :)). Magia słów!!
mari
Zakręcona..



Tak jednym słowem mogę określić stan, w którym się obecnie - dzięki mojemu, rzecz jasna, maleństwu - znajduję. O tym, że straciłam rachubę czasu i każdy dzień jest podobny do drugiego, już nawet nie wspominam. Dziś jednak, będąc na spacerze i drobnych zakupach, uświadomiła mi to pewna sytuacja: zapytana o wiek Amelki, z niezachwianą pewnością - na początku - odpowiedziałam: "Niedługo kończy 4 miesiące".
Kończąc odpowiedź, już tej pewności nie miałam.. Wtedy to moja siostra Ania i pozostałe rozmówczynie zapewniły mnie, że jednak moje dziecko jest nieco starsze. Wyszło, że to już 5 miesięczna panna :) Eh.. biegnie czas. Powiedziałam biegnie? Toż on pędzi jak szalony!



Postanowiłam nieco bardziej wnikliwie przyjrzeć się minionemu okresowi i zrobić mały "rachunek" osiągnięć 5 miesięcznej Amelki - z naciskiem na "5-miesięcznej".. (żeby sobie utrwalić) ;)

Przypomnę zatem, że moja dzielna dziewczynka od Świąt turlika się na całego. Kiedy przekręci się na brzuszek z ogromnym zaciekawieniem ogląda otoczenie z tej perspektywy. Codziennością stało się również jej ulubione zajęcie - zdejmowanie skarpetek oraz "obgryzanie" stópek, co jest efektem uzyskania wyższego stopnia wtajemniczenia! :)
Duma rozpiera nas obie, kiedy Amelka siada - jeszcze przy pomocy mamy - ale coraz pewniej, coraz chętniej.. Czy jest zatem jakieś ale? Może tylko takie, że "domaga" się ciągłej uwagi. Kiedy tylko zniknę z zasięgu jej wzroku, od razu słyszę "wysokie tony" przywołujące mnie do porządku - a właściwie powrotu w obszar pola widzenia i wspólnej zabawy.



Serce rośnie, jak patrzę na naszą "Malutką" - a moje roztargnienie to tylko efekt uboczny mrówczej pracy i nieprzerwanej "zabawy".. :)